Liberator

Mówiło się kiedyś: Jazz wynaleźli Afroamerykanie… dla białych Europejczyków. Tak było jeszcze w latach 50-tych, ale kolejne dziesięciolecia unieważniły tamten stan rzeczy.

Jazz zdołał bowiem stworzyć wspaniałą przestrzeń dla muzyków spod wszelkich szerokości i długości geograficznych; ta płyta to kolejny tego dowód. Zostały w tyle wszelkie granice i bariery, a słuchacz szybko ulega urokowi – wyraziście zarysowanych – przejrzystych kompozycji. […] No i pianistka – dla mnie odkrycie. Stanowcza, ale nie dominująca, doskonale osadzona w tradycji jazzowej, jak wszyscy pozostali muzycy i tak jak oni odważna. Znak Liberatora zobowiązuje, a Jazz, jak zawsze, i tym razem wyzwala" – tak w książeczce napisał prof. Jerzy Stępień.

To już druga w naszym wydawnictwie płyta supergrupy z udziałem Stephena McCravena i Rasula Siddika. Poprzednia „Travelling East West” – też klasycznie mainstream’owa – dała słuchaczom porcję solidnego jazzu, a tytuł wskazywał na swoisty przeskok iskry między Zachodem, a Wschodem (ekipa z Polski rodem, w tym: współlider Borys Janczarski, Joanna Gajda i Adam „Szabas” Kowalewski). Na tym krążku otrzymujecie Państwo band dojrzały, bardzo zmotywowany, jeszcze mniej „skrępowany”, że nie gra fryty. Osiągnięcie wysokich lotów, na miarę Liberatora (nieprzypadkowy tytuł, bo materiał zagrany został w części w Muzeum Powstania Warszawskiego). Na koniec zwróćcie Państwo uwagę na krótki liryk (05, cz. 1) zaśpiewany przez Stephena McCravena na… body&soul.