Furia
17 czerwca 2015Każdy miłośnik muzyki doskonale wie jak to jest, gdy oczekiwaniu na nowe dzieło jednej z najukochańszych grup towarzyszy niepokonany strach.
U mnie niepokój taki przez długi czas wzbudzała piąta płyta Anathemy – "Judgement". Pamiętałam bowiem moje skrajnie różne odczucia po przedostatnim albumie "Alternative 4". I wcale nie chodzi tu o to, że był on wyjątkowo nieudany, kiepski. Wręcz przeciwnie – muzyka jaka go wypełniła potrafiła zaintrygować, zainteresować, wzruszyć. Ale jakby na przekór – potrafiła też znużyć, rozczarować, odepchnąć…
Nic więc dziwnego, że bałam się kolejnego posunięcia Brytoli. Jednak z chwilą pojawienia się "Judgement", mój sceptyzm runął w proch, rozpłynął się w otchłani najdoskonalszego z możliwych Piękna.
No właśnie – najdoskonalsze Piękno. Ten na pozór prosty zlepek słów bez wątpienia najtrafniej odzwierciedla potęgę dzieła. Anathema kolejny raz otworzyła sobie bramy do muzycznej nieśmiertelności. Kolejny raz zamienia słuchacza w zahipnotyzowanego niewolnika, targanego burzą sprzecznych emocji i przeciwieństw. "Judgement", jak zresztą sugeruje tytułi, jest płytą bardzo dekadencką w swojej wymowie, w głębi dźwięków czai się nieuchronna zagłada, strach przed przyszłością, przerażająca bezradność.
I TEN przeszywający ból, który nie pozwala zapomnieć o kolcach cierpienia, brutalnie wbitych w zbyt ufne serce… Smutek, osamotnienie, tęsknota… Wszystkie te nastroje i uczucia swobodnie pływają po dźwiękach niczym fale płaczącego, wyciszonego oceanu. Czasem nad tym oceanem przejdzie sztorm, by na chwilę zburzyć stabilny ład i spokój ("Pitless", refreny "Emotional Winter", druga część bardzo symbolicznego "Judgement"…). Zupełnie tak, jak w ludzkim życiu… Bo "Judgement" jest właśnie czarującą przeprawą przez bolesne życie, zatopione w otchłani lamentu i desperacji. W zdecydowanej większości to raczej stonowana, melancholijna muzyka, odziana w szaty najuczuciowszych uczuć, najpiękniejszego piękna, najboleśniejszego bólu… Tego najbardziej brakowało mi na "Alternative 4". Tamta płyta zachwycała w połowie, w tej nie sposób się nie zakochać.
Przede wszystkim chcę podziękować Anathemie za wspaniały album. Nie sądziłam, że dane mi będzie jeszcze kiedyś obcować z TAK cudownym dziełem tego zespołu. Tym bardziej, że szeregi grupy opuścił Duncan, jakby nie patrzył jeden z głównych kompozytorów muzyki (swoją drogą, po narkotycznym oczyszczeniu powrócił John Douglas). Może jednak dlatego, że już go nie ma w Anathemie "Judgement" jest tak piękną płytą? Bo przecież charakterystyczny styl został zachowany. Wiadomo przecież, że Anathema to przede wszystkim gitara Daniela i wokal Vincenta. Czasem nad dźwiękami wznosi się duch Pink Floyd.
Może to dziwne (chociaż, biorąc pod uwagę listę utworów, które zainspirowały grupę w "ciemnym czasie"…), ale pewne motywy gitarowe ("Pitless") przypominają nieco… styl Pearl Jam. Ale to nie ma żadnego znaczenia, każde skojarzenie natychmiast rozpływa się w otchłani piękna, bólu i rozpaczy. "Judgement" to dzieło, które w przerażającym strachu stanie z Wami u bram nowego tysiąclecia, niosącego zagładę ziemskiej egzystencji… "Tomorrow never comes, there was only ever one day but now it's too late…"
(Autor: Margaret)
Rok wydania | |
---|---|
Nośnik | |
Nośnik [ilość] | 1 |
Rodzaj wydania | REISSUE |
Rok nagrania | 1999 |
Dźwięk | STEREO |
Opakowanie | JEWEL CASE |
Bonus | Dedicated to Helen Cavanagh (1949-1998) – a wonderful mother and a beautiful friend. |
Comments | Recorded, mixed and mastered at Damage inc. Studios, Ventimiglia, Italy. Feb. 1st – April 15th, 1999 |
Kraj | Zagraniczna |
Tracklista
- 1. Deep00:04:53
- 2. Pitiless00:03:11
- 3. Forgotten Hopes00:03:50
- 4. Destiny Is Dead00:01:47
- 5. Make it Right (f.f.s.)00:04:19
- 6. One Last Goodbye00:05:24
- 7. Parisienne Moonlight00:02:09
- 8. Judgement00:04:20
- 9. Don’t Look Too Far00:04:57
- 10. Emotional Winter00:05:54
- 11. Wings of God00:06:29
- 12. Anyone, Anywhere00:04:51
- 13. 2000 & Gone00:04:51