Sklep

Las Maquinas De La Muerte

48.00 

CD, Jewel Case

Brak w magazynie

SKU: 5908294610200 Kategorie: , Tag:
artysta: Kazik Na Żywo
wydawnictwo: Sp Records
numer katalogowy: SPCD 58/99

Na “Las Maquinas de la Muerte” wszystko jest alternatywne – muzyka, teksty, tytuły i skład. W składzie alternatywnym Kazik zwany jest Kiełbasą, Litza Wielebnym…
Dobra, nie będę wam psuł całej zabawy. Natomiast alternatywne tytuły wymienione na rewersie okładki to chyba element walki z piratami. Tytuły prawdziwe znajdują się w książeczce, a tej piraci zwykle nie reprodukują w całości. Zresztą cholera, o co chodzi – będę się posługiwał tytułami z książeczki, bo “Las Maquinas de la Muerte” i “W południe” brzmią szlachetniej niż “Maszyny śmierdzi” albo “Pisemka trupa”.
Ta płyta jest zajebista! – muszę to krzyknąć po przydługim wstępie! I właściwie na tym mógłbym skończyć, bo i tak każdy, kto choć raz cokolwiek polubił Kazika i jednocześnie jest fanem ostrego grania, powinien sam posłuchać “Las Maquinas de la Muerte”. Cienia wątpliwości nie mam.
Kazik Na Żywo tym razem nie jest jedynie gitarowo-perkusyjną jazdą. Trochę elektroniki “wziętej” z solowego Kazika (np. hiphopowy “Los Societas De Las Poetas Violentas”, a i w tytułowym co nieco tego jest), trochę znakomitych melodii i klimatów “wziętych” z Kultu (np. wspaniały, folklorystyczno-złowieszczy “W południe”). Ale spokojnie, czadów nie brakuje. Już na wstępie dostajemy ciężarem masywnej “Legendy ludowej”, gdzie w tekście przewijają się cytaty np. z “Wojen gwiezdnych” Kryzysu. Nie da się spokojnie siedzieć przy takich kawałkach jak “No speaking Inglese”, “Pierdolę Pera” (aluzja do pewnego działacza związkowego), “Pozory często mylą”. Pierwszy z nich to mieszanka uporczywego powtarzania jednego dźwięku ze znakomitymi przełomami aranżacyjnymi. “Pierdolę Pera” – ostra jazda, zmiana dynamiki, wspaniale debilna solówka. W ogóle gitarowe wyczyny Adama Burzyńskiego i Litzy zasługują na szczególną uwagę. Kazik z kolei wymyślił jak zwykle inteligentne, stylowe teksty, a przy okazji chwytliwe wersy, melodie.
Utwory poprzetykane są kilkoma wygłupami, w których prym wiedzie Tomek Goehs obdarzony aktorsko-parodystycznym talentem. Również “Brazylia” zaśpiewana a capella nie należy raczej do najpoważniejszych fragmentów tej płyty. Wśród sampli z kolei są nie tylko instrumentalne loopy, ale i wyjątki z przemówienia Jaruzelskiego ogłaszającego stan wojenny.
Jestem pod totalnym wrażeniem pomysłów, bogactwa brzmieniowego i aranżacyjnego tej płyty. Nie wiem, jak to inaczej ująć, bo słuchając LMDLM, dochodzę do wniosku, że dojrzała to może być śliwka, a nie muzyka.
Szkoda czasu na wdawanie się w szczegóły – biegnijcie do sklepów, a nie na stadion.
Jestem rozwalony, naprawdę.
(Autor: Igor Stefanowicz / Tylko Rock, 1999)
 

Może spodoba się również…

Mince Core History 1985-1990
16 czerwca 2015
A History Of Rock Music In Ukrainian
2 września 2015