niedziela, 18 sierpnia 2013

Recenzja: GRMLN – "Empire" (2013, Carpark)

Pełnia dobrych inspiracji i garażowa zwiewność oraz luz - GRMLN przygotowali udany album.










Ech, lato dopija już herbatkę i za chwilę pomknie przed siebie – nie trudno się w tym połapać. Nie potrzebuję wychodzić z domu czy nawet nie muszę odsłaniać okien, żeby się o tym przekonać. Zauważyłem też, że aby jakoś oszukać sytuację, słucham przede wszystkim/przeważnie/najczęściej samych wakacyjnych/letnich/lajtowych wałków. I tak w heavy rotation urzędują Best Coast, Built To Spill, duuuużo Ramones, Wire, szczypta Pavementu, Wrens, wczesne Beach Boys, nowsze rzeczy z cyklu Surfer Blood oraz Wavves, trochę elektroniki z Herbertem czy Loumo na czele, i wreszcie nieśmiertelne kompilacje Clube De Esquina. Do tej sterty dograł się ostatnio projekt niejakiego Yoodoo Parka.

Kolo działa pod nazwą GRMLN, a teren środowiskiem naturalnym jest - jak łatwo się domyślić - słoneczne indie-srindie granie. Yoodoo nie jest wybitnym zdolniachą, więc przy nagrywaniu pomagali mu bracki (bass) i ziom z podwórka (perka). Na swoim króciutkim, trwającym trochę ponad 20 minut debiucie Empire serwuje gówniarskie, ociekające beztroską, sunshine-popowe wałki. Pewnie gdy skończę ten akapit jacyś goście w Wiedniu, kilku typów w Manchesterze i młodzięcy w Grudziądzu ukończą nagrywanie podobnych numerów na swoje dema. Tak, nie grzeszy ten albumik oryginalnością, zamykając się raczej w dość wąskim spektrum garage’owego nakurwiania. Stanowczo króluje tu prostota, zwiewność i luz.

Chyba najlepszym numerem jest otwieracz „Teenage Rhythm”, snujący się niezgrabnie po śladach ikonicznego openera Daydream Nation (patrz tytuły!), choć to tylko niezbyt przekonujący wariant interpretacyjny. Po prostu fajny kawałek przypominający o kamratach z wytwórni, czyli o Cloud Nothings. „Hand Pistol” mogliby z powodzeniem nagrać Surfer Blood, gdyby trochę przymknęli oko na produkcję, „Do You Feels?” można pomylić z jakimś trackiem Wavves, podobnież „Summer Days”, „1993” mknie na szkielecie od „Lust For Life”, tylko zamykający „Dear Fear” sięga po „liryczne patenty”, które raczej nie są mocną stroną trójcy. Tacy Changes rozklepują ich w tej materii bez żadnego wysiłku. I mogli sobie darować koszmarnie ograny beat w „Cheer Up” (serio to staromodne  6/4 jest dalej takie fajne?).

Problemów z Empire większych nie ma. Yoodoo to dobra, uczciwa chłopaczyna, próbująca się wyrazić w piosenkowej formie. Nie dołujmy chłopaka i nie mówmy mu o tych kilku słabszych zagraniach. W końcu udało mu się nagrać niezły soundtrack do tej bezdusznej pogody.

6



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.